bomba
buahahahaahhaa
Licealiści z II klasy biologiczno-chemicznej liceum w Janowie Lubelskim według przepisu znalezionego w internecie zbudowali bombę, która mogłaby wysadzić w powietrze nawet wieżowiec. - To miał być show. A zrobił się dym z obławą i kajdankami. Jak w filmie - mówią Mateusz i Artur.

Obu zawsze pociągała technika. Na lekcjach chemii i fizyki mogli tylko słuchać, a oni chcieli działać. W internecie znaleźli instrukcję skonstruowania bomby krok po kroku, i to z materiałów dostępnych w sklepach. Mateusz i Artur chcieli kolegom zademonstrować owoc swoich starań. - Będzie jak na prawdziwej wojnie - zapewniali.

Jesteśmy debeściaki!


5 listopada w Białej, na przedmieściach Janowa, zdetonowali kilkukilogramową bombę. Siedmioosobowa ekipa licealistów nagrała zdarzenie kamerą. Słychać śmiech i oklaski. - Jesteśmy debeściaki! - krzyczeli.

2 grudnia miał być drugi, wyjątkowy raz. Bomba miała 20 kg! Ładunek mógłby - zdaniem specjalistów z brygady antyterrorystycznej - wysadzić w powietrze nawet wielki blok. Konstruktorzy, by nie narażać rodzin, postanowili ją złożyć na miejscu. Materiały załadowali w foliowe worki. Ruszyli 3 km za miasto. Upatrzyli sobie wcześniej wąwóz daleko od budynków i dróg. Mateusz i Artur zaczęli składać ładunek, a reszta kopała dół.

- Minęła może godzina - opowiada Artur. - Gdy wszystko było gotowe, przysypaliśmy ładunek ziemią. Odeszliśmy jakieś 100 m. Wszyscy upadli. Wykonaliśmy telefon, który zdetonował ładunek. Setki kilogramów ziemi wystrzeliły w niebo. W ziemi utworzył się kilkumetrowy krater. Zamarliśmy - relacjonuje chłopak.

Mogliśmy zabić kolegów

Wybuch było też słychać w centrum Janowa. Ktoś zadzwonił na policję. - Usłyszeliśmy ryk syren. Zaczęliśmy uciekać, ale otoczyła nas policja - opowiada Maciek, uczestnik widowiska. - Do wszystkiego się przyznaliśmy.

Chłopcom udało się wcześniej wyrzucić kasetę w pole. Policja nie znalazła jej do dziś. Mateusz i Artur zostali zatrzymani na 48 godzin. Zaczęli płakać, mówili, że nie chcieli nikogo skrzywdzić. - Nie zapomnę drewnianej pryczy i żarówki świecącej w twarz. I te blaszane miski i kraty - opowiada łamiącym się głosem Artur. - Przez chwilę czuliśmy się jak bohaterowie - dodaje Mateusz. - Potem do nas dotarło, że mogliśmy zginąć. Zabić kolegów.

Sąd uznał, że chłopcy mogą wyjść za kaucją. Rodzice wpłacili po 2 tys. zł. Licealistom zabrano paszporty, zabroniono im opuszczać kraj. Wrócili do szkoły. Czekają na wyrok. Teoretycznie za posługiwanie się materiałem wybuchowym grozi im do ośmiu lat więzienia. Ich rodzice są osobami znanymi w Janowie: lekarze, biznesmeni. Ludzie mówili o nich z szacunkiem.

W elitarnym liceum, do którego chodzą chłopcy, o niczym innym się nie rozmawia. W środę dyrektorka spotkała się z licealistami i rodzicami, by porozmawiać o karze. Dorośli byli załamani, zawstydzeni chłopcy próbowali się tłumaczyć. - Dałbym sobie rękę uciąć, że gdyby pan był w naszym wieku, to też poszedłby pan zobaczyć, co się będzie działo - mówił Tomek do ojca Artura. - To była młodzieńcza ciekawość - wtrącił się Wojtek.

- Czy nie rozumiecie, że za ciekawość mogliście zapłacić życiem! - oburzała się Ewa Garbacz, dyrektor liceum. - Policja mogła tam zastać siedem trupów.

Myślą, że jesteśmy cool

- To spokojni uczniowie. Nigdy nie miałam z nimi problemów - mówi Violetta Surtel, nauczycielka fizyki.

- Przecież gdybym miał choć cień podejrzenia, że dzieje się coś złego, tobym do tego nie dopuścił. Przekopałbym jego szuflady, komputer, przejrzał rzeczy - mówi pan Stanisław, ojciec Mateusza. - To nasza wina, że nie wiemy, czym żyją - podkreśla pan Ryszard, ojciec Artura.

Chłopcy są załamani reakcją rówieśników. - Oni myślą, że jesteśmy cool. Uważają nas za bohaterów - tłumaczy Mateusz. - A my czujemy się jak ostatnie dranie.

Zdaniem policjantów licealiści mają nieprzeciętne zdolności. Specjaliści z oddziału antyterrorystycznego stwierdzili, że bomba została przygotowana profesjonalnie, a chłopcy zachowali reguły bezpieczeństwa. - Zadbali o to, by nikomu nic się nie stało - mówi komisarz Piotr Sawa, rzecznik policji w Janowie Lubelskim. - Ale to ich nie usprawiedliwia.

- Uczestnicy "bombowego przedstawienia" dostaną ocenę naganną ze sprawowania - podkreśla dyrektor. - Nie mogą do końca semestru uczestniczyć w wycieczkach, wyjściach do kina, przedstawieniach.

Za karę "bomberzy", na wniosek rodziców, będą się uczyć więcej od kolegów. Nauczyciele podniosą im poprzeczkę.

Nie chcą mówić o przyszłości. - Marzyłem, by iść do Wojskowej Akademii Technicznej. Ale nie wiem, czy ktoś w ogóle będzie tam chciał ze mną rozmawiać - mówi Artur. - Nie myślę o technice. Przeszło mi. Może zostanę weterynarzem jak tata - dodaje Mateusz.


  PRZEJDŹ NA FORUM